sobota, 31 sierpnia 2013

Scrapbooking - Album dziecka

 

Album, który zrobiłam z okazji przyjścia na świat mojej siostrzenicy. To zdecydowanie największy scrapbook jaki kiedykolwiek moje dłonie wykonały. Nieważne, że zajęło to dobre 2 miesiące. To znaczy nie siadałam do niego codziennie, gdy wpadłam na pomysł zrobienia albumu miałam sesję egzaminacyjną na studiach i mimo, iż wyznaję zasadę, że jak masz coś do roboty poza nauką to zrób to najpierw, to jakoś rozsądek czasem jednak brał górę. Album jest dosyć gruby, liczy aż 15 kart, wymiary 20x20cm.

Przedstawiam kilka zbliżeń detali wewnątrz albumu, więcej opublikuje może kiedy indziej.


poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Quiche z cukinią, papryką, szynką i serem camembert

Dziś przedstawiam pierwszy z wielu mam nadzieję przepisów kulinarnych na moim blogu. Jest to quiche (wytrawna tarta) z warzywami i szynką. Gotuje od niedawna, ale strasznie to lubię. Najczęściej biorę się za dania kuchni włoskiej i francuskiej (po powrocie z wyprawy do Londynu miałam nawet etap fascynacji kuchnią angielską, chociaż powszechnie wiadomo, że nie jest najlepsza ;)), bo chyba lubię eksperymentować. Na dłuższą metę kuchnia polska chyba bardziej mi odpowiada, ale muszę się wyszaleć. Quiche to oryginalnie danie francuskie, ale globalizacja dotknęła także kuchnię i danie to można spotkać wszędzie, z jakimikolwiek składnikami, czy to pod taką nazwą czy jako po prostu "tartę". Ok, bez zbędnego przeciągania oto przepis:


Składniki (forma do tarty o średnicy 29 cm):
Kruchy spód:
250g mąki pszennej
150 g zimnego masła
1 żółtko
szczypta soli

Wszystkie składniki zagnieść na ciasto. Można to zrobić w malakserze, ja go nie mam, więc robię to ręcznie. Do mąki dodać pokrojone na kosteczki zimne masło i siekać nożem, aby połączyło się trochę z mąką. Dodać żółtko i szczyptę soli, dalej siekać. Następnie zagnieść na kulę. Proponuję jak najdłużej starać się połączyć składniki za pomocą noża, bo im dłużej ciasto ma styczność z naszymi dłońmi tym szybciej masło się rozpuszcza i tym samym ciasto staje się rzadkie. Tak uformowaną kulę ciasta zawinąć w folię spożywczą i odstawić do lodówki na 30-45 min. 

Piekarnik nagrzać do 180 stopni. Gdy ciasto jest już schłodzone rozwałkować je i wyłożyć nim wysmarowaną masłem i obsypaną bułką tartą formę do tarty. Jeżeli ciasto wystaje poza brzegi formy można je obciąć, ale ja nigdy tego nie robię. Szkoda ciasta :) Można je trochę podwinąć lub po prostu zostawić jak jest i na przykład po upieczeniu obciąć. W cieście zrobić dziurki widelcem (dosyć gęsto) i wstawić do piekarnika na 15-20 min, aby podpiekło się do złotego koloru. [Można oczywiście obciążyć ciasto, aby się nie obkurczyło, wysypując na położony na nim papier do pieczenia fasolę, monety czy kulki ceramiczne, a następnie po ok. 10-15 min zdjąć z papierem i piec kolejne 5-10 min, ale ja - głównie z lenistwa - tego nie robię].

Nadzienie:
1 cukinia
1 czerwona papryka (ja użyłam akurat zielonej, dlatego nic czerwonego oprócz pomidora na zdjęciu nie widać)
100 g szynki konserwowej
1 pomidor
1 cebula 
1 ser camembert (150 g)
3 jajka
1 szklanka śmietany (18% lub 30%)
1/2 szklanki mleka
bazylia, sól i pieprz

Pokroić w półplasterki cukinię (zachować jakieś 6 całych plasterków - zostaną ułożone na wierzchu), cebulę i paprykę w kostkę i podsmażyć na oliwie na patelni. Pokrojoną w kosteczkę szynkę rozsypać równomiernie na cieście, dołożyć podsmażone warzywa (wyjąć całe plasterki cukinii) i na tym wszystkim ułożyć pokrojony w plasterki camembert. 
Przygotować masę jajeczną. Do miski rozbić jajka i roztrzepać, wlać śmietanę i mleko, wymieszać, doprawić solą i pieprzem, dorzucić posiekaną świeżą bazylię lub suszoną. Wylać masę na warzywa, tak żeby dotarła we wszystkie zakamarki. Udekorować układając całe plasterki cukinii i plasterki pomidora.

Wstawić do nagrzanego do 180 stopni piekarnika i piec dopóki masa jajeczna się nie zetnie. Będzie to ok. 20-30 min. (zależy od piekarnika), ale najlepiej sprawdzić potrząsając formą, jeżeli nic się nie rusza i nic nie chlupie to znaczy, że jest upieczone.

Smacznego :))

niedziela, 25 sierpnia 2013

Tytułem wstępu...

Jako, że mój blog do tej pory nie zawiera żadnego wprowadzenia, pomyślałam, że warto byłoby napisać jakąś krótką notkę na temat przede wszystkim tego, o czym zamierzam blogować. Tyle, że nie jest mi łatwo zdecydować. Więc założyłam bloga, dodałam cztery posty o kompletnie różnych i mogłoby się wydawać zupełnie przypadkowych rzeczach i teraz tak, w którą stronę by to pociągnąć... Interesuje mnie tak wiele: muzyka, moda, make-up, gotowanie, scrapbooking, diy i inne rękodzieła, a nawet piłka nożna, że nie potrafiłabym wybrać jednej rzeczy i pisać tylko o tym. Poza tym, blog to w końcu moje osobiste, prywatne miejsce w Internecie, więc dlaczego mam wybierać, skoro nie muszę. Także nie będzie to typowy beauty blog, ani scrapbooking blog, a tym bardziej fashion blog (Boże broń pisać mi też o piłce nożnej!), ale raczej mix tego wszystkiego - taki lifestyle blog. Zamierzam pisać o wszystkim co sprawia mi radość i zobaczymy gdzie mnie to zaprowadzi.
To chyba tyle.
Aha, jeśli ktoś jakimś cudem przypadkowo tu trafi - witam serdecznie i proponuje się rozejrzeć, będzie mi bardzo miło! 

xx M.


niedziela, 18 sierpnia 2013

Toys toys toys...


 W ubiegły czwartek zostałam chrzestną cudownej malutkiej istotki imieniem Tosia. Tosia jest pierwszym dzieckiem mojej siostry, więc jest mi dosyć bliska. Z okazji chrzcin dostała oczywiście mnóstwo zabawek i moja siostra przed dopuszczeniem do małej wyprała je wszystkie. Musiałam uwiecznić widok arsenału kolorowych zabawek wiszących na sznurku w tak słoneczny dzień. Strasznie podobają mi się te zdjęcia, kolory są radosne, zabawki są radosne, radość, radość wszędzie!

sobota, 17 sierpnia 2013

I ♥ La Roche-Posay

Dzisiejszy post jest hołdem dla marki, którą uwielbiam, której produktów używam od kilku lat nieprzerwanie i której wiele zawdzięczam (ah jak podniośle!). La Roche-Posay. I tak, tak, wiem, nie jest to nic odkrywczego, wiele osób "poznało" się już na produktach tej firmy i uwielbia je razem ze mną, ale co tam, i ja dorzucę swoje trzy grosze na temat kilku konkretnych, których używam. 

Firma La Roche-Posay specjalizuje się - najogólniej rzecz biorąc - w pielęgnacji skóry wrażliwej. Produkuje dermokosmetyki do twarzy, ciała, do skóry suchej, tłustej, wrażliwej, alergicznej, trądzikowej, a nawet tej z oznakami starzenia się. Naprawdę szeroka gama produktów. Mnie od zawsze interesowała tylko jedna grupa tych produktów - seria Effaclar, przeznaczona do skóry mieszanej i tłustej ze skłonnością do błyszczenia, wyprysków i zaskórników. Mimo, iż nie mam cery tłustej, powiedziałabym, że mam raczej mieszaną (strefa T i takie tam) i czasy trądziku młodzieńczego mam już za sobą (tak myślę) to dalej potrzebuję pomocy w walce z niedoskonałościami na twarzy. Oto produkty, których używam:


1. EFFACLAR oczyszczający żel do skóry tłustej i wrażliwej. Stosuję go do mycia twarzy (oczywiście) rano i wieczorem. Jest delikatny, nie wysusza tak bardzo, ale przyjemnie oczyszcza. Długo po umyciu twarzy czuje efekt odświeżonej skóry. Przyjemnie pachnie i ładnie się pieni, gdy rozciera się do w dłoniach. Bardzo wydajny, starcza na naprawdę długo.
Cena: ok. 45zł/400 ml, 30zł/200ml [sama przeważnie kupuję na allegro, ale tylko z aptek]

2. EFFACLAR oczyszczający płyn micelarny. Z płynem micelarnym u mnie jest tak, że w zasadzie mogłabym się obyć bez niego, ale skoro już jest (chyba to moja siostra go kupiła) to też się przydaje. Stosuje go w ciągu dnia, gdy chcę odświeżyć skórę. Nadaje się też do demakijażu, ale rzadko go używam w tym celu. Najczęściej zmywam makijaż po całym dniu, gdzie po prostu wsadzam twarz pod kran i traktuję żelem do mycia. Makijaż schodzi. Tak więc płynu używam przede wszystkim do odświeżenia skóry.
Cena: ok. 45zł/400ml, 27zł/200ml

3. EFFACLAR DUO krem eliminujący zmiany trądzikowe i niedoskonałości. Mój absolutny faworyt! Nie do końca rozumiem jak działa, ale naprawdę działa. Według etykiety na opakowaniu można go stosować raz lub dwa razy dziennie (rano i/lub wieczorem) nakładając na całą skórę twarzy. Ja nakładam go tylko wieczorem, bo wyraźnie da się odczuć na skórze jak działa i osobiście mam takie podejście, że coś co ma działać wolę nałożyć na noc, a rano coś co nawilży skórę i ją "uspokoi". Etykieta mówi także, że krem stanowi doskonałą bazę pod makijaż, ale z powyższych powodów tez nie używam go w tym celu. Effaclar Duo działa na wypryski, zaskórniki i inne niechciane "stworzenia" tak, że wyciąga je z twarzy, dlatego też nie polecam stosować go pierwszy raz na kilka dni przed jakąś specjalną okazją. Przez pierwsze dni stosowania może wydawać się, że wcale nie pomaga a jedynie szkodzi cerze, bo wyprysków pojawia się więcej, ale krem je właśnie "wypycha" z twarzy. Potem jest już tylko lepiej. Efekt jest na tyle zauważalny, że gdy wyjeżdżam gdzieś na kilka dni i jakimś cudem zapomnę wziąć kremu ze sobą, po kilku nocach bez niego na twarzy budzę się z nowymi niechcianymi niedoskonałościami. Jedynym minusem produktu jest to, że dosyć mocno wysusza i nakładając go na całą twarz pozostawia mi suche płaty skóry na policzkach (cera mieszana, mówiłam). Radzę sobie z tym tak, że od czasu do czasu nakładam go tylko punktowo na niedoskonałości. Oszczędzam wtedy resztę twarzy.
Cena: ok. 35zł/40ml co według mnie się bardzo opłaca! 

4. EFFACLAR H kojący krem nawilżający do skóry tłustej. Produkt najdroższy, który na tyle bije mi po kieszeni, że pozwalam sobie na stosowanie go tylko od czasu do czasu. Jest to krem nawilżający do skóry tłustej, osłabionej w wyniku stosowania wysuszających produktów do pielęgnacji skóry. Jest dobrą odpowiedzią na skutki działania Effaclaru Duo i nakładam go rano po umyciu twarzy (także jako bazę pod makijaż), ale ze względu na cenę nie codziennie. Ładnie pachnie, dobrze nawilża, maskuje suche obszary tak, że nie widać ich pod makijażem.
Cena: ok. 50zł/40ml 

Długi post, ale niech będzie ;)

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Z zabaw aparatem






Jakiś czas temu postanowiłam zaprzyjaźnić się w końcu z moim aparatem, który został wprowadzony do rodziny już rok temu, ale długo nie mógł mnie do siebie przekonać. Na ogół trochę boję się nowinek technologicznych, najczęściej potrafię się obejść bez nich, dlatego nowy aparat z "wyższej półki" (chociaż dla znawców i miłośników fotografii zapewne z zaledwie średniej) nie zrobił na mnie na początku dużego wrażenia. Ale po czasie, gdy okazało się, że nie warczy i nie gryzie, zaczęłam się do niego przekonywać i zabierać w plener. Obecnie (jak widać na zamieszczonych obrazkach) jestem na etapie fascynacji trybem makro. Zdążyłam w sobie wykształcić także miłość do naturalnego światła i nienawiść do lampy błyskowej. Zdjęć nie edytowałam w żaden sposób, bo i po co. Enjoy :)

czwartek, 8 sierpnia 2013

Scrapbooking!

Niedawno jedna z moich koleżanek obchodziła urodziny i jak zwykle pojawił się problem pomysłu na prezent. W głowie miałam wiele scenariuszy, ale w końcu zdecydowałam się zrobić dla niej coś własnoręcznie. Nie wiem czy inni podzielają moje zdanie, ale osobiście uwielbiam prezenty tego typu. Sama od zawsze interesowałam się szeroko pojętym rękodziełem, a w kolorowych karteczkach, kartonikach, bibułkach, wstążeczkach i innych duperelkach dłubałam zanim jeszcze wiedziałam, że to co robię nazywa się scrapbookingiem. 

Powyższe "dzieło" to tak naprawdę zwykły szary notes kupiony w Empiku za 8 zł, ozdobiony różnymi elementami, które udało mi się znaleźć w moich zbiorach zakupionych lub znalezionych wcześniej. Mi samej bardzo podoba się połączenie kolorów i nie obchodzi mnie, że teoretycznie czerwień i zieleń do siebie nie pasują, bo według mnie pasują lub że takie zestawienie bardziej kojarzy się nam ze świętami Bożego Narodzenia niż z jakąkolwiek inną okazją.

Muszę przyznać, że owa rzecz przysporzyła mi wiele trudności i napsuła nerwów, bo powyższy efekt udało mi się uzyskać dopiero za drugim razem. Winą za to obarczam wenę, a raczej jej brak. Pierwszy raz usiadłam to tego, gdy miałam chwilę wolnego czasu. Nie gdy poczułam przypływ inspiracji, ale gdy po prostu miałam czas. Absolutnie błędne podejście! Skutkiem tego było to, że po 2-3 godzinach wyszło mi coś tak dobitnie przeciętnego, że musiałam zerwać wszystko i odpocząć. Drugie podejście było tego samego dnia, w nocy, w następstwie napływu weny. Magicznym sposobem notes był gotowy po niecałej godzinie. Morał z tego taki: nic na siłę, choćbyś nie wiem jak się starał bez weny ani rusz!